Witam wszystkich serdecznie.
Blog ten poświęcony jest mojemu pobytowi w pięknym hiszpańskim mieście jakim jest Alicante.
Będę zamieszczał tu zdjęcia i posty, by przybliżyć Wam jego oblicze.


sobota, 5 lipca 2008

To już rok !

Dokładnie 5 lipca 2007 rozpoczęła się nasza przygoda na Półwyspie Iberyjskim... i jak widać trwa ona nadal:)
Poznaliśmy co nieco kulturę hiszpańską, okolice oraz nowych ludzi. Jednym słowem zaaklimatyzowaliśmy się tutaj... i to dość szybko:)
Jak się potoczą nasze losy w tym pięknym mieście czas pokaże...

środa, 25 czerwca 2008

Hogueras - czyli bezsenne noce

Hoguera to w dosłownym słowa znaczeniu ognisko, stos. Jest to święto w Alicante, które rozpoczyna się 19, a kończy 24 czerwca. To w tym okresie miasto zamienia się w jedną wielką 'salę imprezową'.
Już przed tymi dniami każda ulica - zarówno mała jak i dużo dekorowana jest ozdobnymi lampkami. Tak udekorowane miasto nie było nawet na Boże Narodzenie.
Drogi zostają zamknięte a na środku każdej z nich stawiane tzw barraca (chałupa, chata, buda, barak), gdzie po uiszczeniu jednorazowej opłaty ludzie spędzają czas ze znajomymi, jedzą i bawią się od rana do wieczora. Stosowniej jednak byłoby powiedzieć od rana do rana ... ;) ... gdyż wszyscy rozchodzą się do domów około 5 rano, a już 3 godziny później od serii przeraźliwie hucznych petard rozpoczyna przemarsz uliczkami orkiestra dęta, która budzi mieszkańców dając tym samym znać, że zabawa się nie skończyła.
W czasie tych imprez stawiane są w wielu miejscach olbrzymie rzeźby. W całym Alicante aż 88, z czego najtańsza kosztowała 7 707 euro, a najdroższa 180 000 euro.
Każda hoguera miała swojego patrona, a każda barraca swoją delegację w tradycyjnych strojach regionalnych, która to miała swoje uroczyste przemarsze głównymi ulicami miasta.



Ostatniego dnia czyli 24 czerwca o północy wszyscy mieszkańcy miasta oraz turyści zgromadzili się licznie przy rzeźbach i na plaży by w oczekiwaniu na znak z zamku Santa Barbara w postaci 'palmera' rozpocząć palenie stosów.
... i stało się... światła na zamku zgasły... ludzie wstrzymali oddech... i po dwóch wystrzałach sprawiających wrażenie salw armatnich niebo rozbłysło od gigantycznej petardy nazywanej 'palmera' czyli palma... tłum zaczął przesuwać się w szybkim tempie w stronie portu, gdzie na morzu miała być spalona jedna z takich rzeźb... po drodze minęliśmy jedną palącą się hoguerę na plaży, potem przy esplanadzie kolejną...
nie zdążyliśmy dobiec na czas podpalania, ale zdołaliśmy uwiecznić na zdjęciu płonąca 'Arkę Noego'...



Nie wszystkie stosy były palone jednocześnie gdyż każdemu z nich musiały towarzyszyć strażacy, dlatego też udało nam się uchwycić jeden z takich stosów jak został palony od samego początku... :)



Święta te po raz kolejny pokazują, że Hiszpanie to naród, który potrafi sie bawić i chce się bawić. Dla mnie jednak najważniejsze jest to, że w końcu będę mógł sie wyspać bez zatykania sobie uszu korkami ;P

A teraz coś specjalnego z dedykacją dla polskich Kaczuszek ;P



Hogueras 2008

sobota, 14 czerwca 2008

Huelga - czyli strajk

Na pewno nie jedna osoba pamięta czasy długich kolejek i pustych półek... pamiętam i ja, zawsze zajmowałem miejsce w kolejce po kawę, cukier, chleb czy inne rzeczy...

Myślałem, że to przeszłość, jednak gdy udałem się w środę do sklepu osłupiałem, regały świeciły pustkami... nie było mięsa, warzyw, pieczywa, wody (mineralnej) i wielu innych rzeczy. Zdarzenie to poprzedziły tłumy ludzi, które już od niedzieli okupowały stację benzynową, na której pracuję. Dzienny utarg przekraczał kilkakrotnie zysk weekendowy, a poziom paliwa w zbiornikach cały czas spadał. Wojna? ...pomyślałem... nie - jak się okazał tylko (?) strajk kierowców ciężarówek, którzy w proteście wysokich cen paliw zablokowali ulice w całej Hiszpanii. Panika - tak można jednym słowem określić to co zawładnęło ludźmi. Panika i strach przed tym, iż zaopatrzenie sklepów, stacji, itp nie dotrze w bliżej nieokreślonym czasie.
W czwartek można już było ujrzeć spód w zbiornikach paliwowych, przy czym inne stacje zostały zamknięte już wcześniej. Na szczęście cysterna z benzyną eskortowana przez Gwardię Cywilną dotarła w piątek nad ranem. Dzięki pomocy służb Gwardii ominęła ona zapory, a także ryzyko dewastacji i podpalenia, gdyż nawet takie zdarzenia miały miejsce w tym iberyjskim kraju. Po dostawie paliwa ujrzeliśmy dziwne zjawisko:.. ludzie pochowali się do schronów? A może wydali wszystkie pieniądze na jedzenie i zapas paliwa? Albowiem ruch na stacji spadł do absurdalnego minimum. Nuda towarzyszyła mi i moim znajomym z pracy do tego stopnia, iż zaczęli zagospodarowywać sobie czas, np:
W koszu z piaskiem położyli skrawek materiału, na nim karalucha, dostawili mu 'parasolkę' i w dodatku kręcili filmik komórką, przeprowadzając jednocześnie z nim wywiad... ;P
Zastanawia mnie jedna rzecz - z jakim skutkiem i przede wszystkim zakończy się ten cały strajk (?)

czwartek, 29 maja 2008

Benidorm - wycieczka z przygodami

27 maja wybraliśmy się z naszym znajomym z Polski na popołudniową wycieczkę samochodową do Benidormu oddalonego o około 50 km od Alicante. Benidorm jest typowym miastem turystycznym, w którym znacznie częściej można dogadać się po angielsku niż po hiszpańsku. Cechą charakterystyczną tego miasta jest to, iż budynki budowane są na styl amerykański - wysokie wieżowce.
Nasza wycieczka zaczęła się od zwiedzania plaży i zatoczek z urwiskami brzegowymi.
Następnie wyjechaliśmy na szczyt góry, skąd można było podziwiać cała panoramę miasta oraz morze. Tak zafascynowani wspaniałymi widokami nie spostrzegliśmy się jak około 20 metrów od nas (w przeciągu około 5 minut) ktoś stłukł szybę w wynajętym samochodzie i zakosił kilka rzeczy o niezbyt dużej wartości. Jednakże strata w postaci rozbitej szyby to koszt około 180 euro, gdyż ubezpieczenie nie pokrywało takiego incydentu.
Pierwszy raz zostawiliśmy niektóre rzeczy w aucie, gdyż okolica wydawała się spokojna - był to szczyt góry do której myśleliśmy, że prowadzi tylko jedna droga na której przebywaliśmy. Jak się okazało za górą było mnóstwo ścieżek, a być może i miejsc w których można było się schować.
Zadzwoniłem na policję, która wypytywała się o każdy szczegół, począwszy od miejsca zdarzenia a skończywszy na imionach rodziców naszego znajomego. Rozmowa trwała około pół godziny, jednakże nie dlatego, iż moja znajomość języka była niewystarczająca tylko jak się okazało uzyskany numer na centrali 112 był numerem płatnym. Czekałem na moment kiedy zaczną się wypytywać o imiona naszych dziadków... Pod koniec zgłoszenia nasza nadzieja, że przyjedzie jakiś radiowóz się ulotniła gdy pani rozmówczyni kazała nam się udać na najbliższy komisariat policji.
Na komisariacie wizyta przebiegła w miarę szybko, gdyż podałem kod, który otrzymałem podczas telefonicznego zgłoszenia, dzięki czemu uniknęliśmy tej samej drogi formalnej. Podpisaliśmy papierki i myśleliśmy, że już po wszystkim... jednak do samochodu podszedł policjant śledczy, który zrobił kilka zdjęć i ściągnął odciski palców z drzwi samochodowych, gdyż najprawdopodobniej zostawił je włamywacz. Powiedział, że wysłali tam radiowóz, a jak sprawdzi zebrane odciski to będę musiał się zgłosić raz jeszcze na komisariat.

Z tego co zauważyliśmy po owym incydencie na wcześniej wspomnianym wzgórzu to nie był pierwszy przypadek tego typu, gdyż znajdowało się tam więcej zbitego szkła, a policji to miejsce tez nie wydawało się być nieznane.
Po zwiedzeniu komisariatu udaliśmy się do najbliższej firmy, w której nasz znajomy wypożyczył samochód, aby wymienić go na inny... tu ku naszemu zdziwieniu nie było żadnych problemów i obyło się bez zbędnych formalności... na naszym miejscu w wypożyczalni równie dobrze mógłby znaleźć się złodziej, który bez niczego wymieniłby sobie samochód na jakikolwiek inny model nie wzbudzając żadnych podejrzeń.
No cóż... to przecież Hiszpania...
Mimo tego incydentu humory nas nie opuściły i całą drogę powrotną żartowaliśmy z tego zdarzenia.

Oto galeria z tej wycieczki:


Benidorm

niedziela, 16 marca 2008

Weekendowy wypad do Altea

Już od kilkunastu dni czuć wiosnę w powietrzu. Skończyły się wietrzne dni, a rtęć w termometrach skacze z radości do góry;)
Korzystając z tej okazji wybraliśmy się ze znajomymi do niewielkiego miasteczka Altea. Na początku zwiedziliśmy Szkołę Artystyczną. Umiejscowiona była ona w tak malowniczym miejscu, że bez wątpienia krajobraz ten dawał natchnienie niejednemu studentowi. Gdy słoneczko przebiło się zza chmur urządziliśmy sobie mały piknik, czego nie uwieczniliśmy na zdjęciach gdyż byliśmy pochłonięci konsumpcją i otaczającą nas przyrodą.
Następnie udaliśmy się w kierunku starego miasta, którego uliczki i zabudowania przeniosły nas w dawne czasy. To właśnie ten obraz miałem w wyobraźni zanim przyjechałem do Alicante jako ten 'prawdziwy - hiszpański'.
Na koniec poszliśmy na plażę, która jednak nie zachwyciła mnie niczym szczególnym, może dlatego, że pogoda troszkę się popsuła, zaszło słońce i ruszył się niewielki wiaterek, a może dlatego, że ta w Alicante jest o wiele ładniejsza;)

Jak zwykle zapraszam do galerii

Altea

poniedziałek, 4 lutego 2008

Carnaval niczym w Rio

Na wstępie powiem krótko - nie byłem nigdy na lepszej imprezie w plenerze i czekam z niecierpliwością na następną w 2009 roku ;)
Szczerze polecam wszystkim hiszpańskie 'ostatki' czyli imprezę podsumowującą karnawał.
2 lutego pracowałem na popołudniu i z niecierpliwością oczekiwałem fajrantu. Już po 22 wracając do domu doznałem szoku, na ulicach roiło się od przebierańców... Mimo, iż główna droga w Alicante przez którą przejeżdżał mój autobus była zamknięta szybko dotarłem do domu i przygotowałem do wyjścia wraz z moją kobietą. W przeciągu około 20 minut doznałem kolejnego szoku - byliśmy jednymi z około 20% obecnych tam ludzi, którzy nie mieli przebrania. Nie zwlekając zbyt długo szybko zaopatrzyliśmy się w małe gadżety, żeby wmieszać się w tłum. Ludzi było multum. Były dwie sceny rozstawione na jednym i na drugim końcu ulicy, na których występowały różne zespoły zabawiając przybyłych krasnoludków, rycerzy, smurfów, wampirów, transwestytów... etc. Po środku znajdował się bar i tuż obok niego wybieg, na którym prezentowano swoje stroje.
Podekscytowani całym tym wydarzeniem pstrykaliśmy fotki przybyłym 'stworom', które chętnie pozowały do zdjęć.
Nasze 'drewniane' nogi, które od dłuższego czasu nie hulały nagle zaczęły stąpać w rytm muzyki, dołączając tym samym do fiestującego tłumu.
Do domu wróciliśmy około 8 rano :)
Mając w pamięci poprzednią imprezę plenerową w tym mieście jaką był Sylwester mogę śmiało powiedzieć, że świętowanie Nowego Roku 'nie umywa się' do świętowania 'ostatków'.
W galerii zamieszczam kilka fotek z tej imprezy. Nie wszystkie jednak mogę zamieścić, gdyż ze względu technicznych wyszły nie za specjalnie.
Zdjęcia te jednak nie odzwierciedlają atmosfery jaka panowała tak na prawdę tego dnia.

Link do zdjęć:
Carnaval 02/02/2008

Krótki filmik:

niedziela, 13 stycznia 2008

Masz pieniądze - nie pojedziesz

Tytuł dość paradoksalny, a jednak. Pewnego styczniowego dnia, gdy wracałem z pracy autobusem nr 2 wsiadł do niego pewien mężczyzna w wieku około 50- ciu lat. Wyciągnął z portfela banknot 20 euro i chciał kupić bilet. Kierowca uprzejmie powiedział, że nie ma wydać i że jeśli nie ma drobnych będzie musiał wysiąść. Oburzony pasażer powiedział, iż nie wysiądzie, bo nie usiłuje zapłacić papierem toaletowym tylko pieniędzmi. Kierowca także się zdenerwował i zadzwonił na centralkę, która z kolei wezwała policję. Czas mijał, a ja wraz z innymi pasażerami czekaliśmy, aż kierowca ruszy z miejsca. Do dwóch kłócących się mężczyzn podeszła kobieta, która chciała zapłacić 1 euro za konfliktowego pasażera. Jednak ten upierał się przy swoim, że płaci pieniędzmi. Po około 10-15 minutach ów człowiek wysiadł z autobusu i usiadł na przystanku, gdzie czekał na policję, gdyż jak powiedział musi coś z tym zrobić bo tak nie może być.
Poniekąd rozumie jego złość, gdyż pewnego dnia też zostałem wyproszony z autobusu, gdy kierowca nie miał wydać z 10 euro. No cóż zrobić... obowiązują pewne zasady. Jednak jedno jest pewne - nikt na gapę nie pojedzie, a także ten, kto nie ma drobnych.

piątek, 4 stycznia 2008

Święta i Sylwester w Alicante

Już z początkiem grudnia ulice Alicante nabierały kolorów od rozmaitych światełek i przeróżnych ozdób. Można było powiedzieć 'idą święta', jednakże tam gdzie nie było dekoracji nie odczuwało się wcale atmosfery świątecznej. Na przykład 6 grudnia ludzie zrzucali z siebie rzeczy i skąpo (niczym w lecie) ubrani odpoczywali na plaży zażywając kąpieli słonecznej, a także i morskiej.
W tradycji hiszpańskiej Św. Mikołaj nie przychodzi w tym dniu, zjawia się on w Wigilię. W Polsce sporadycznie spotykałem jego sylwetkę wdrapującego się na okna, czy też balkony. Tutaj natomiast na budynkach roi się od czerwonych postaci.
W Wigilię po północy ludzie licznie gromadzą się na miejskich uliczkach. Święta trwają tylko 1 dzień (25 grudnia), jednakże przez kilka kolejnych dni można było usłyszeć od ludzi słowa "Feliz Navidad" ("Wesołych Świąt Bożego Narodzenia")
Sylwester natomiast obchodzony był znacznie spokojniej niż w Polsce. Zamiast latających butelek w górze powiewały serpentyny i kolorowe karteczki, a ludzie pijący alkohol bawili się w przyjacielskiej atmosferze. Gdy wybijała północ prawie wszyscy zgromadzeni pod ratuszem połykali winogrona w tempie wyznaczanym przez rozbrzmiewający dzwon zegara. Ci, którzy zdążyli zjeść wszystkie 12 winogron mogą liczyć na szczęście w Nowym Roku. Warto wspomnieć o specjalnych 'puszkowych 12-pakach' winogron przygotowanych specjalnie na tą okazję.

W galerii umieszczam kilka fotek:

Okres świąteczno - noworoczny